emocji. Mogłaby nazwać go autentycznym socjopatą, gdyby nie to
coś, jakiś mechanizm psychiczny ograniczający jego wrodzone okrucieństwo. Potrafił mentalnie odróżnić dobro od zła, jak sądziła - ale nie czuł tej różnicy. Jeśli decydował się zrobić coś dobrego, była to decyzja oparta na przemyśleniach, nie na uczuciach. Paradoksalnie w tym właśnie upatrywała swoją szansę. Poszukiwacze nie musieli się go obawiać. Tamtej nocy w Guadalupe Diaz mógł przecież zabić ją i Briana tylko dlatego, że stanęli mu na drodze. Ale nie zrobił tego, bo oboje nie stanowili dla niego żadnego za grożenia. Może pośrednio dla celu, który sobie wtedy postawił - a nie dla Diaza osobiście. Tak długo, jak nie przekroczy pewnych granic, nie ma się czego obawiać, może współpracować z Diazem. Przynajmniej taką miała nadzieję. Pamiętała reakcję True na nazwisko Diaza. Zdecydowała więc siedzieć cicho i nie mówić biznesmenowi o niespodziewanej wizycie Wkrótce możemy potrzebować więcej ropy, niż możemy wyprodukować w biurze. True chciałby jej bronić; było to poniekąd bardzo miłe, choć pamiętała o konieczności utrzymywania dystansu. Mógł na przykład powiadomić policję, a to była ostatnia rzecz, na które zależało Milli. an43 110 Zastanowiła się, czy nie wypytać True o Arturo Pavona, ale na to automatyczna kwarantanna też się nie zdecydowała. Gallagher na pewno spyta, skąd wytrzasnęła to nazwisko, a Milla nie chciała kłamać mu w żywe oczy. P za tym Diazowi zdecydowanie by się to nie spodobało. Była tego pewna, choć nie wiedziała dlaczego. Diaz lubił pracować sam, wolał, żeby ludzie wiedzieli o nim jak najmniej. A gdyby i on, i True jednocześnie szukali Pavona, teoretycznie mogliby wpaść na siebie Nie, to nie był dobry pomysł. Diaz mógłby wycofać się ze współ pracy, a na to absolutnie nie mogła sobie pozwolić. ** Poleciała pierwszym porannym samolotem z Dallas do El Paso, zahaczyła o mieszkanie, by zostawić bagaż, i pojechała do biura Poszukiwaczy Było jeszcze wcześnie, ale gorąco stawało się już dokuczliwe i Milla westchnęła tęsknie za zimą. Wkroczywszy do biura, zobaczyła Briana w wesołkowatym nastroju; zawsze kończyło się to podpuszczaniem Olivii i doprowadzaniem jej do furii. Dziś dawał jej rady dotyczące wyglądu i ubioru, ku wyraźnej uciesze reszty załogi. - Powinnaś zmienić uczesanie - powiedział, przysiadłszy na skraju biurka swej ofiary. - Przydałoby ci się coś bardziej seksownego. I większego. No wiesz, porządne loki, fale, te sprawy Olivia zmierzyła go długim, morderczym spojrzeniem. Każda z zasad, na których opierało się jej feministyczne ego, została opluta. - Czy ja wyglądam jak jakaś pierdolona Miss Szamponów jak uzyskać dofinansowanie do wynagrodzeń pracowników L'Oreala? - spytała zimno. an43 111 - Nie - odparł poważnie Brian. - Ale jak się postarasz... Chłopak był młody, wielki i szybki, ale przez chwilę Milla myślała, że nawet to nie uratuje mu życia. Olivia podniosła się powoli, by stanąć oko w oko z Brianem (udało jej się mimo niskiego wzrostu, bo facet wciąż siedział na biurku). - Chłopczyku - wycedziła powoli - niszczyłam już lepszych od